Książki - początki i czarna dziura



Uwielbiam czytać, ale recenzji to ja jeszcze tutaj nie napisałam. No bo jak napisać recenzję książek, które zniknęły w czarnej dziurze pamięci? Posłuchajcie, jak to było...


Moja przygoda z książkami rozkręciła się na całego wraz z przyjściem zimy roku 2012. To wtedy znalazłam w księgarni świeżo wówczas wydaną powieść Ransoma Riggsa "Osobliwy dom pani Peregrine". Wcześniej czytałam okazjonalnie (lubiłam, ale bez przesady). Nie ukrywajmy- kupiłam, bo spodobała mi się tajemniczo wyglądająca okładka oraz stare, trochę dziwaczne zdjęcia w środku. Przeczytałam i zakochałam się. W fabule, w gadającym ptaku co pali fajkę, w osobliwych bohaterach, w pętlach czasowych, w pięknych opisach Riggsa. Zakochałam się też w czytaniu. Miłość ta była młoda oraz nieco szalona... 

Mówiąc o liczbie przeczytanych książek. Na początku rosła w tempie dosyć spokojnym. Czytałam tak, że znałam na wylot każdego bohatera oraz całą fabułę. Uczyłam się czytać w każdych warunkach świetlnych i dźwiękowych. Rozwijałam się, poznawałam swoje czytelnicze preferencje (choć na początku nie było to nic wyszukanego). Do dziś pamiętam wiele szczegółów z książek takich jak "Igrzyska Śmierci" czy "Rywalki". Uwielbiałam to uczucie, gdy na lekjach polskiego w gimnazjum byłam w stanie przywołać własne przykłady do rozprawki. Odkrywałam świat książek i zaczynałam się rozkręcać...


Szczyt szczytów osiągnęłam w roku kolejnym. Nie brałam udziału w żadnym wyzwaniu, ale tak się złożyło, że przeczytałam dokładnie 53 książki. To bardzo dużo jak na kogoś, kto (poza lekturami) czytał ok. 3 rocznie. Były to całe serie (np. "Jutro..." Johna Marsdena), wiele trylogii ("Dotyk Julii" Tahereh Mafi, "Niezgodna" Veronici Roth, itd.), tytuły bardziej ambitne ("Złodziejka książek" Markusa Zusaka) i te trochę mniej skomplikowane... Oj dużo tego było! 

Później, kiedy było trzeba skupić się trochę bardziej na nauce, zaczęłam czytać nieco mniej. Jednak nauczyłam się dobierać książki staranniej, odpowiednio dawkując literaturę 'ciężką' i 'lekką'. Coraz bardziej zaczęły cieszyć mnie pozycje, które skłaniają do refleksji, a nawet (ku mojemu zaskoczeniu!) poezja...


Dobra, ale o co chodzi z tą czarną dziurą w pamięci? Przecież wspomniałam, że jednak pamiętam książki, a nawet wykorzystuję je 'do celów naukowych'. Jeśli chodzi o powieści przeze mnie przeczytane, to schemat wygląda następująco:

pamiętam - nie pamiętam - pamiętam

Dotyczy on moich etapów w przygodzie z książkami. Rok, w którym przeczytałam ich najwięcej jest dziś dla mnie jak wielka otchłań, czarna dziura. Nie pamiętam większości tytułów, nie mówiąc już o autorach, czy przebiegu fabuły. Oczywiście, taka przygoda była warta przeżycia. Jednak szkoda mi tych wszystkich zapomnianych historii, które wówczas tak bardzo mnie porywały, które tak mocno kochałam. Przyniosły one chwilową radość, aby później odejść w zapomnienie. 


To nauczyło mnie dwóch rzeczy:
Nie ma znaczenia ile książek przeczytasz, najważniejsze jest to, co z nich zapamiętałeś, czego cię nauczyły oraz jak wpłynęły na twoje życie.
Wybieraj mądrze i świadomie - książka jest jak przyjaciel, z którym spędzasz swój cenny, wolny czas. Jeśli czujesz się na siłach, sięgaj po coś mądrego, co cię wzbogaci. Jeśli chcesz odpocząć, poszukaj czegoś lekkiego, zabawnego, wzruszającego...

A jak wyglądały wasze początki z książkową przygodą?
Co udało wam się odkryć po drodze?

Ciepło pozdrawiam!
Ania


Obrazy :
1. William W. Churchill 'Woman reading on a Settee'
2. Félix Armand Heullant 'Edle junge Dame im Salon'
3. Federico Faruffini 'La lettrice'
4. Charles Edward Perugini 'Girl reading'

8 komentarzy:

  1. a gdzieś kiedyś wyczytałem że z książki najważniejsze to zapamiętać jedno zdanie. Bo to chyba o takie jedno zdanie chodzi-o myśl przewodnią.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To ma sens- nie próbować zapamiętać wszystkiego (bo nie zawsze się da), tylko to, co najważniejsze. Sposób na to, żeby to, co przeczytamy zostawiło jakiś ślad, a nie zostało zapomniane :)

      Usuń
  2. Moje początki sięgają roku 2010. Sięgnąłem po pierwszą, lepszą (no cóż, z ładną okładką) książkę. Była to "Pod kopułą" Stephena Kinga. Nieźle mnie wkręciło tak jak jego następne książki. Przeczytałem ich 16. To dobra sprawa mieć coś innego do porobienia w domu niż internet. Kiedy jest ciepło, szukam spokojnego miejsca na dworze i czytam. W domu rozpraszają mnie różne dźwięki jak rozmowy, radio i grający telewizor. Jednak wciąż za bardzo nie znam innych autorów i nie mam swojego ulubionego gatunku powieści. Nie chciałbym trafić na nudnego pisarza i dlatego na razie trzymam się sprawdzonego Stephena Kinga.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ciekawe, jeszcze nie czytałam żadnej książki Stephena Kinga... Która z tych 16 okazała się najlepsza? :)
      W kwestii rozproszenia podczas czytania, to rzeczywiście trochę ciężka sprawa. Teraz jakoś umiem się skupić, nawet przy muzyce w tle (oby tylko nic polskiego, wtedy nie wychodzi). Ale kiedyś moim sposobem było czytanie wieczorem, kiedy już wszystko zrobiłam, a w domu było trochę ciszej. No i latem - na polu, w hamaku...

      Usuń
    2. Trudno mi znaleźć tę naj-najlepszą. Polecam "Rękę Mistrza". Akcja dzieje się w tropikach. Nawet jak czytałem zwykłą codzienność głównego bohatera, to byłem ciekaw co wydarzy się w tym dniu. Fajna jest też "Komórka". To coś jak apokalipsa zombie, tak więc już coś się dzieje na początku. I jeszcze polecam trylogię detektywa Billa Hodgesa. To chyba jego pierwsze kryminały.

      Usuń
    3. Dzięki, mam nadzieję, że uda mi się którąś przeczytać (a może więcej?) podczas tegorocznych długich wakacji :)

      Usuń
  3. Ach książki... Chciałabym wrócić do czasów kiedy łykałam je, jak teraz tabliczki czekolady ;). Czas niestety z biegiem tegoż, przyśpiesza. Gdzieś w zakamarkach pamięci mam całą bibliotekę, wciąż sobie obiecując, że wrócę do jej uzupełniania. Uwielbiałam Mauriaca, zaczytywałam się w opowiadaniach Marcela Aymé i pochłaniałam jedną po drugiej książki Ursuli K. Le Guin. Teraz głównie czytam publikacje typu "Parazytoidy i drapieżce owadów kambio-i ksylofagicznych oraz patogeny grzybowe na osłabionych roślinach" ;) brzmi też jak niezły horror, ale to jednak nie to samo co czytanie Stephena Kinga

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No więc życzę powrotu do czytania - więcej czasu! A co do autorów... Uwielbiam Ursulę K. Le Guin! Może nie przeczytałam zbyt dużo (jedynie serię o Ziemiomorzu), ale zakochałam się w świecie i bohaterach przez nią kreowanych, opisach, no i po prostu w stylu pisania. Cóż, tytuł nie jest najgorszy, choć jako ktoś nie za bardzo obyty w takich tematach (biologia? botanika?), rozumiem tylko 4 wyrazy- owady, grzyby, osłabione rośliny :D

      Usuń

Zapraszam do dzielenia się swoimi przemyśleniami i do dyskusji! Miłego dnia! Ania ☺

Copyright © 2014 Bezpustkowie , Blogger