Przewodnik po świecie

O błądzeniu słów kilka.


Uwaga, uwaga! Przewodnika to jeszcze tutaj nie było. Jako, że ostatnio odbywam swoistego rodzaju nawrócenie na podróżowanie, moje serce odradza się w ciepłych wiosennych promieniach a w głowie kiełkują i rosną żonkile, syberyjskie świerki i polinezyjskie palemki, nie mogło się to skończyć inaczej. Hmm, chociaż "kończyć się" jest tu złym określeniem, bo chyba znów wszystko się zaczyna. Gdzieś na studenckiej ścieżce umknął mi ten jeden element mnie, ale spokojnie, spokojnie. Już wszystko wróciło do normy.

Oto przed wami...


Najbardziej uniwersalny poradnik, jak odkrywać to, co jeszcze nieodkryte w każdym miejscu na Ziemi oraz poza nią. Przeczytasz raz i już nigdy nie będziesz musiał obciążać swojego plecaka (lub walizki, tutaj bez dyskryminacji) kolejną książką! No, aż kusi, żeby dopisać... Wydawnictwa podróżnicze jej nienawidzą! Ale dajmy sobie już spokój z takimi tanimi chwytami reklamowymi... Let's go!

Każdy dobry przewodnik powinien rozpoczynać się od opisu miejsca, które będziemy zwiedzać. Coś z geografii, coś z historii, oprószone słodką kulturalną posypką. Wszystko w rozsądnej ilości, bo to w końcu przewodnik szybko-prosto-i-na-temat, a nie opasłe tomiszcze encyklopedii. Bardzo was przepraszam, ale jestem zmuszona opuścić ten wstęp. Jak miałabym opisać ten świat w kilku prostych zdaniach? Tysiące pisarzy próbowało zrobić to przede mną, jako wstęp polecam więc wziąć do ręki pierwszy lepszy reportaż (z podkreśleniem na słowo lepszy!), przeczytać kilka linijek i wbić do głowy, że tak, to się dzieje na prawdę i tak, to mniej niż ziarnko piasku na wszystkich pustyniach razem wziętych. 

Drugą rzeczą, do której zachęcam jest przeczytanie tego krótkiego tekstu. Może pomoże Ci trochę zrozumieć, o co tak właściwie chodzi z tym podróżowaniem, dlaczego się je popełnia, jaki w nim cel i sens. Może nawet zmotywuje cię do działania. Albo wręcz przeciwnie - odkryjesz, że to nie dla ciebie.

Kiedy wstęp masz już za sobą (proszę mnie tylko nie bajerować, wiem, że nawet nie przeczytałeś tamtego wpisu który przed chwilą podlinkowałam), możemy przejść do części głównej mojego przewodnika. To chyba nie będzie długa część (ktoś od j. polskiego by mnie chyba zamordował za brak proporcji), no zobaczymy sami. Pora zacząć.

Jeśli się już spakowałeś (na pewno masz ze sobą wszystko??), zdecydowałeś się na jakiś środek transportu (np. coś z klasyków - balon, łódź, stopy) i dotarłeś na miejsce - uwaga, gdziekolwiek by ono było!! Tak, dobrze mnie zrozumiałeś - gdziekolwiek teraz jesteś, możesz zastosować się do kolejnych punktów.

Idź przed siebie i rozglądaj się dookoła.
Zwracaj uwagę na każdy szczegół.
Włącz wszystkie zmysły.
Bądź obecny.
Żyj tym.
Bądź.

Według preferencji - możesz chodzić z papierową (ważny szczegół!) mapą, pytać ludzi o drogę lub - uwaga, opcja najlepsza z najlepszych - "zgubić się". Piszę w cudzysłowie, bo to jest takie świadome błądzenie, to inne wychodzi raczej w sposób nieplanowany. Fajnie jest się tak gubić w różnych miejscach. To chyba dopiero wtedy prawdziwie poznajesz to miejsce, do którego cię przywiało. To chyba jest właśnie podróżowanie. To chyba nie jest do końca turystyka.

Osobiście korzystam z tego przewodnika w jakichś 90% podróży. Jasne, ma swoje wady i zalety, ale jak na razie to więcej na nim zyskałam niż straciłam. Nauczyłam się spontanicznie podróżować komunikacją miejską. Nauczyłam się uciekać przed turystycznym tłumem. Odkryłam miejsca, które były wyrwane z rzeczywistości danego miasta/kraju. Nauczyłam się zaczepiać obcych i pytać o drogę. Zobaczyłam, jak fajnie jest po prostu spacerować... no i szalenie biegać (tak z radości, z nadmiaru energii!). Odkryłam, jaką cudowną sprawą są pikniki. Zakochałam się jeszcze bardziej w parkach i kościołach... Oczywiście, były takie miejsca, do których nie trafiłam, choć Internety krzyczały, że to jest to, co musisz tam zobaczyć. Jednak najczęściej to się nie zdarza - jakoś i tak się w nie zawędruje, serio! 

Polecam błądzenie całym serduchem, to jest niezła lekcja pokory, odwagi, skupienia, cierpliwości... Myślę, że to jest właśnie ten rodzaj podróżowania, który pozwala nam odkrywać samych siebie. Odważysz się spróbować?

Chyba nigdy w żadnej książce nie zapełniłam stron przeznaczonych na notatki... Ale tutaj mamy sekcję komentarzy i jak najbardziej wam na to pozwalam! Śmiało dzielcie się swoimi refleksjami. Próbowaliście kiedyś podróżować w ten sposób? Jak  to się skończyło? A może macie lepsze sposoby na poznawanie świata? Chętnie o nich poczytam! :)


Życzę wam dużo uśmiechu i radości!
Przyszła wiosna... ♥


Obraz:
1. Augustus Leopold Egg "The travelling companions"

6 komentarzy:

  1. Bardzo fajny tekst! Niby wszyscy wszystko wiemy, ale ze stosowaniem w praktyce idzie nam zdecydowanie gorzej. Ważniejsza jest kolejna fotka i lepsze ujęcie niż porozglądanie się dookoła i zauważenie, że trawa jest zielona, a niebo niebieskie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oj tak! Dokładnie! Oczywiście, dobrze jest mieć zdjęcia z podróży, ale jakoś tak... Nadal trzeba mieć świadomość, że podróż to podróż, a nie kolejna sesja fotograficzna. Zdjęcia na prawdę można ściągnąć z Internetu... Prawdziwego doświadczenia nigdy nie zyskamy w inny sposób niż BĘDĄC w danym miejscu. Dziękuję i pozdrawiam :)

      Usuń
  2. Bardzo sympatyczny wpis - lekki i z humorem :) Również bardzo lubię zbacząć z trasy uciekając przed tłumem - odkrywamy wtedy wiele miejsc, które choć często (nie zawsze!) są mniej interesujące w sensie estetycznym, to mają w sobie duszę. Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo dziękuję! :D O właśnie - cudowne słowa - te nieodkryte miejsca mają duszę. Na tym polega ich wyjątkowość, to czyni je prawdziwie pięknymi, choć w troszkę inny sposób. Pozdrawiam! :)

      Usuń
  3. Fallor ergo sum- błądzę, więc jestem :) Motto, którym bardzo często kieruję się w życiu :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jakie wspaniałe! Podoba mi się, zapisuję :D

      Usuń

Zapraszam do dzielenia się swoimi przemyśleniami i do dyskusji! Miłego dnia! Ania ☺

Copyright © 2014 Bezpustkowie , Blogger